Kiedy miałem trzynaście lat urodziła się moja cudna siostra, wtedy ją kochałem. Była taka mała i bezproblemowa. Jednak z czasem, ja zacząłem dorastać, ona zaczęła rosnąć. I nagle przestało być tak kolorowo. Pamiętam jak mama oświadczyła mi, że będę mieć rodzeństwo. Zaśmiałem jej się prosto w twarz i stwierdziłem, że ma świetne poczucie humoru. Ona jednak nie żartowała, bo 9 miesięcy później to właśnie trzynastoletni ja znalazł ją wołającą o pomoc. To było przerażające, nie polecam. No więc, przechodząc dalej.
Gdy Margo skończyła trzy lata, a ja sam miałem ich już szesnaście okazało się, że jest ona owocem zdrady. Nie wiem dlaczego nie zacząłem się domyślać kiedy mama nalegała by nadać jej francuskie imię, tata niechętnie ale się zgodził. Po tych trzech latach mama do wszystkiego się przyznała. Już myślałem, ze skończy się na rozwodzie jednak tak nie było. Historia miłosna moich rodziców skończyła się śmiercią mamy, którą dopadł nowotwór. Margo ciągle dopytywała o jej tajemnicze zniknięcie. Wtedy włączył mi się ten głupi tryb troskliwego starszego brata. Dbałem o nią jak tylko mogłem. Chodziłem z nią na spacery, na plac zabaw.
Teraz mam osiemnaście lat, a moja diabelska siostra ma pięć lat. Minęły dwa lata po śmierci mamy. Wszyscy już się w miarę pozbieraliśmy, mimo, że nadal w naszym domu nie wolno wymawiać jej imienia, bo od razu przysypuje nas masa wspomnień. Dokańczając. Moja siostra ma pięć lat i wymyśliła sobie, że chce tańczyć. Tatę bardzo ucieszył ten pomysł i od razu zaczął ją wozić na zajęcia. Z początku chodziła jedynie dwa razy w tygodniu, ale tak jej się tam spodobało, że chciała więcej. Także wszystko skończyło się tak, że uczęszcza na zajęcia 6 razy w tygodniu (przynajmniej w niedzielę dała sobie spokój).
W pewien deszczowy, brzydki czwartek, kiedy jedyne co chciałem robić to wyjść z domu, leżałem na łóżku z słuchawkami w uszach i przeglądałem jakieś nudne posty na Facebook'u. Spojrzałem na godzinę. Tata już dawno powinien wrócić z pracy, żeby zawieźć Margo na te głupie tańce. Jednak jak mogliście wywnioskować. Nie było go. W tej samej chwili, jakby czytając mi w myślach zadzwonił tata. Odebrałem i potem szczerze żałowałem.
- Odprowadź ją na zajęcia. - mówił szybko. - Nie wyrwę się, jestem zawalony robotą. - usłyszałem jakieś dziwne trzaski. - Cholera. No to tak jak mówiłem, odprowadź ją.- mówił z przerwami.
- Nie ma mowy. Jest zimno i pada, nie wyjdę z domu. Jak raz nie pójdzie nic jej się nie stanie. - wywróciłem oczami.
- Niall, masz osiemnaście lat, wykaż się dorosłością i odprowadź swoją siostrę na zajęcia! - krzyknął.
- Pierwszy i ostatni raz. - odpowiedziałem i się rozłączyłem. - Margo, zbieraj się! - powiedziałem oschle. Dziewczyna szybko się ogarnęła i dziesięć minut później byliśmy w drodze na jej nudne zajęcia tańca.
***
Weszliśmy do studia, w którym tańczy pięciolatka. Uśmiechnąłem się, kiedy wchodziła na salę. Wolność. Nie zamierzałem robić tak jak mój tata, czyli czekać półtorej godziny aż skończą się zajęcia. On zawsze spędza te 90 minut na siedzeniu i czytaniu nudnych gazet i rozmowie z matkami, które przyprowadzają swoje dzieci na te same zajęcia. Ruszyłem w stronę wyjścia i mijałem różne drzwi, które jak sądzę, prowadziły do innych sal. Spojrzałem na jedyne otwarte tam drzwi i zobaczyłem dziewczynę. Miała blond włosy związane w koka, ubrana była w czarne obcisłe spodenki i taką bluzkę, również czarną i obcisłą, która pokazywała jej brzuch. Dziewczyny jakoś na to mówią wiem. W lustrze odbijała jej się twarz, jednak nie widziałem jej tak dokładnie, ponieważ była daleko. Sala była duża, a na niej tańczyła tylko i wyłącznie ona. Tańczyła do jakiejś spokojnej piosenki. Poruszała się z wielką gracją, a zarazem tak pięknie. Przyciągała do siebie mój wzrok. "Both your hands in the holes of my sweater" to jedyne co usłyszałem z tej piosenki, ponieważ na korytarzu było bardzo głośno. Tak więc, zamiast wyjść stamtąd, spędziłem półtorej godziny na oglądaniu jej.